Misja: sfotografować NZS

Studia są czasem, kiedy poznajemy siebie, rozwijamy swoje pasje i zdobywamy niezbędne doświadczenie, które przyda nam się w pracy zawodowej. Organizacje Studenckie mogą pomóc w pokazaniu się potencjalnym pracodawcom i rozwijaniu się w kierunku naszych zainteresowań. Rozmawialiśmy o tym z Agatą Hułas – Wiceprzewodnicząca ds. Wizerunku i Promocji Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów kadencji 2018/2019 i koordynatorką XX edycji Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Studenckiej. 

Przejęcie projektu na skalę krajową, jakim jest OKFS, to jednak odpowiedzialność – nie przerażało Cię to?

Szczerze, nigdy nie myślałam o tym w kategoriach strachu. Było to dla mnie bardzo naturalne, że biorę ten projekt. Przyszłam do OKFS-u dlatego, że wcześniej interesowałam się fotografią. Już po pierwszym roku działalności w NZS-ie, będąc sympatykiem, zostałam namaszczona przez ówczesnego koordynatora na następczynię, więc nie miałam nic do powiedzenia [śmiech]. Wiedziałam, że to super projekt z potencjałem, dlatego naprawdę chciałam się nim zająć. Miałam propozycję zostania koordynatorem krajowym już na drugim roku. Według mnie, byłam zbyt młoda i chciałam się lepiej przyjrzeć jak to wszystko funkcjonuje, bo jest ogromna różnica między projektem lokalnym, a jego krajową edycją. Zostałam wtedy podkoordynatorką krajową ds. warsztatów, a tak naprawdę byłam prawą ręką ówczesnej koordynatorki – Marty Domeradzkiej. Razem tworzyłyśmy wizję tego projektu i omawiałyśmy strategiczne punkty. Czy się bałam? Nie. Koordynatorem krajowym zostałam już z biegu, jakbym wiedziała, że kolejna edycja będzie moja.

Miałaś rok na przygotowanie się do niej.

Tak i nie oddałabym jej nikomu, zwłaszcza, że miałam pomysł na “moją” edycję i w trakcie XIX edycji zbierałam już grupę projektową. Bardzo chciałam zrobić ten projekt, bo szczególnie się w niego zaangażowałam. Jakby nie patrzeć, już na pierwszym roku jako „świeżak”, znalazłam się na plakacie XVIII edycji [śmiech]. Dałam się w to wciągnąć, a później stwierdziłam, że „jak już swoją twarzą świecę, to muszę ten projekt zrobić dobrze, że już go nie odpuszczę”. Więc tę XX edycję, mocno przemyślaną i z dużymi planami, z dużą ambicją wzięłam po prostu jak coś swojego, zupełnie się nie bojąc… Znaczy bałam się tego, jak to wszystko wyjdzie, ale nie samej skali projektu. Tym się nie martwiłam, bo wiedziałam, że mam super ekipę i na pewno z nią sobie poradzę.

Studia zabierają dużo czasu, gdy trzeba siedzieć na auli, czy sali ćwiczeniowej. Nie żałujesz tego, że kierunek nie łączy się z Twoimi zainteresowaniami?

Dopiero na studiach zobaczyłam, że to nie jest to, co chcę robić. Dlatego też zmieniłam kierunek po licencjacie z handlu zagranicznego na e-biznes. Było to poniekąd ciekawe, ale nie wiązałam z tym przyszłości. Dopiero na studiach przekonałam się, że fotografia jest tym czym chcę zajmować się całe życie. Samego pójścia na studia nie żałuję i nie ukrywam, że była to dobra decyzja. SGH jest renomowaną uczelnią i sam fakt, że się dostałam na tę uczelnię, odkrywa nowe możliwości, więc nie chciałam tego zmarnować. Magisterka jest pewnym zabezpieczeniem, bo gdyby fotografia jednak nie wyszła, to mam wykształcenie i umiem robić coś innego. Studiuję teraz e-biznes na specjalizacji marketing internetowy, więc poniekąd to, czego się uczę wykorzystuję w życiu zawodowym i NZS-owym. Faktycznie, czasem jestem sfrustrowana siedząc na zajęciach, gdy mogłabym w tym czasie zajmować się fotografią, ale zawsze można to jakoś połączyć. Niestety, na każdej uczelni zdarzają się wybitnie mało angażujące wykłady – biorę wtedy laptopa i pracuję słuchając jednym uchem.

 

Czy biznesowe studia pomagały Ci w tworzeniu projektu?

Częściowo tak. Wprawdzie na licencjacie studiowałam handel zagraniczny, więc niekoniecznie było to powiązane, ale trzeba przyznać, że przez specyfikę mojej uczelni nasz NZS SGH jest trochę inaczej nastawiony na tworzenie projektów – ma bardziej profesjonalne podejście. Powiedziałabym, że to NZS i robienie projektów nauczyło mnie bardziej tego, co jest mi przydatne w życiu zawodowym niż same studia.

A fotografia? Była Twoim hobby, zanim jeszcze wstąpiłaś do OKFS-u, ale projekt pomógł Ci w rozwinięciu swojej pasji. Czy uczestniczyłaś też w warsztatach, które przygotowywałaś i dzięki temu uczyłaś się dalej?

Muszę przyznać, że jestem kompletnym samoukiem. Fotografią interesuję się od prawie 10 lat, ale przychodząc na studia nie myślałam o niej na poważnie, w kategoriach planu na życie lub mojej zawodowej przyszłości. Miałam już pewien wgląd w to jacy fotografowie funkcjonują na polskim rynku, więc organizując warsztaty wiedziałam kogo zaprosić, kto może być ciekawy dla innych uczestników. Zawsze w tych warsztatach uczestniczyłam bardzo biernie ze względu na natłok obowiązków. Jednak nie ukrywam, że sam kontakt z profesjonalistami, nawet samo przyglądanie się warsztatom, bardzo mnie zainspirowało w szukaniu swojego stylu. Pod tym kątem warsztaty były bardzo rozwijające. Mogłam się przyjrzeć jak działają zawodowcy, co trzeba zrobić, żeby dobrze przeprowadzić dużą sesję zdjęciową, albo uświadomić sobie, że czasem nie trzeba zupełnie nic, żeby zrobić świetne zdjęcia z modelami. Po prostu nauczyłam się, żeby patrzeć szerzej.

Wspominałaś o podglądaniu profesjonalistów w trakcie warsztatów, a nawet wcześniej. Na pewno wprowadzałaś to w życie najpierw w NZSie – zdjęcia dla komisji krajowej, zespołu krajowego, czy na krajówkach, sadzeniu lasów, a także przy innych okazjach wszędzie Cię było pełno z aparatem w dłoni. To było zdobywanie doświadczenia, w myśl: „Jeżeli coś nie wyjdzie, to nic się nie stanie, bo to jeszcze nie jest praca zawodowa”. Gdybyś robiła to od razu dla większej firmy lub na zlecenie, to odczuwałabyś większy niepokój, że może się nie udać?

Tak, pod tym kątem na pewno NZS i OKFS były bardzo dobrym miejscem do ćwiczeń. Nie będąc w NZS-ie prawdopodobnie nie miałabym aż takich możliwości. Sesje biznesowe, jak sesja wizerunkowa zespołu krajowego, reportaże z krajówek, z lasów były moim polem do popisu. Dzięki temu weszłam w świat zawodowy już z doświadczeniem i gdybym chciała zrobić sobie wtedy portfolio, to miałabym z czego je budować – po prostu na NZS-ie. W zeszłym roku zrobiłam około 40 eventów w jeden sezon, były one czysto zawodowe i dzięki doświadczeniu, jakie zdobyłam w NZSie, nie bałam się na nie iść, bo wiedziałam, co robić.

 

Na eventy organizowane przez duże firmy, ministerstwa byłaś zapraszana właśnie przez zdjęcia, które robiłaś w NZS-ie?

Tu muszę przyznać, że NZS bardzo pomógł w tym, bo na wiele wydarzeń byłam “wkręcana” przez ludzi, którzy znali mnie właśnie z NZS-u. Właśnie dzięki temu moja koleżanka z NZS SGH, która pracuje teraz w firmie eventowej, odezwała się do mnie któregoś dnia, bo potrzebowała fotografa i spytała, czy nie chciałabym się tym zająć. Na początku się tego bałam, ale firmie tak spodobały się moje zdjęcia, że współpracowałam z nimi przez cały rok. Wszystko to dlatego, że znalazł się ktoś znajomy z NZS-u.

Jak można zobaczyć po twoim oficjalnym Instagramie – nie do końca kręcą cię eventy, ani architektura, choć dużo podróżujesz. Najlepiej czujesz się przy ślubach i weselach. Skąd zainteresowanie akurat tym tematem?

Zaczynałam tak jak każdy – od kotków, piesków czy architektury. Bardzo długo bałam się fotografować ludzi. Jestem ambitna, czasami aż za bardzo, i nie chciałam robić czegoś źle. Po paru latach jednak zostałam zaproszona na dużą sesję zdjęciową z modelką i wizażystkami w studiu. Zauważyłam, że inne rzeczy nie sprawiają mi tak wielkiej radości, jak praca z ludźmi. Tak jak wspomniałeś – dużo podróżuję, ale teraz wolę bardziej przeżywać to co widzę, niż robić temu zdjęcia, a jak już, to fotografuję telefonem. Gdy dostałam pierwsze zlecenie na ślub, będąc na pierwszym roku studiów, stresowałam się niezmiernie. Ślub to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu i nie chciałam niczego zepsuć. Ale gdy po wszystkim wróciłam do domu, powiedziałam sobie „To jest to! Właśnie to chciałabym robić”. W pracy przy ślubach nie wiadomo co się wydarzy, ludzie nie mają scenariuszy i nie są nadmiernie poważni. I to, jak ludzie są naturalni, jest właśnie najpiękniejsze.

Zdarzały Ci się zabawne momenty w trakcie kariery w NZSie, kochasz patrzeć i szukać detali przy robieniu zdjęć, stawiasz na bycie sobą. To pomaga?

Nie ukrywałam tego nigdy, że jestem osobą z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Eventy biznesowe mnie męczą, bo nie mam przestrzeni na bycie sobą. Na weselach nie dość, że spotykam ludzi tak samo zakręconych jak ja, to jeszcze gdzieś tam mogę sobie nóżką potupać, pożartować z DJem, albo z samą parą młodą i to naprawdę pomaga się rozluźnić. Szczególnie, że praca przy ślubach może być męcząca, bo zależnie czy mamy jeszcze wcześniej sesję, potrafi to trwać nawet około 12-14 godzin. Później jeszcze drugie tyle siedząc przy komputerze podczas obróbki.

Spędzasz na zdjęciu zwykle 2-3 sekundy, ale są również ujęcia jak te z plakatu XX edycji OKFSu, który przygotowywałaś kilkadziesiąt minut na mrozie bez rękawiczek. Co ci bardziej odpowiada: krótkie ujęcia czy coś przygotowywanego przez długi czas?

Jedno i drugie ma swój urok, ale muszę przyznać, że gdy coś planuję, mam w głowie jakiś kadr to zwykle nie wychodzi tak, jakbym chciała. Wiadomo, że wyobrażenia i rzeczywistość nigdy nie idą w parze, bo złe światło, mimika twarzy, inne warunki. Niestety takie planowane ujęcia są niezwykle frustrujące, choć tak, jak plakat OKFSu – mogą wyjść świetne. Przyznam, że miał on wyglądać trochę inaczej i po kilkudziesięciu próbach, stojąc na mrozie bez rękawiczek, z mnóstwem ludzi dookoła, miałam przez chwilę wrażenie, że nam się nie uda. Na szczęście jeszcze jedno spontaniczne ujęcie i w końcu coś podobnego udało się uzyskać. Tak więc ta spontaniczność, ulotne chwile – to jest to, co wolę. Jestem perfekcjonistką, ale nie aż tak.

 

Co byś poradziła dla początkujących fotografów, którzy chcą wybrać lub odnaleźć się na studiach?

Moją radą jest słuchać własnego serca i naprawdę nie bać się eksperymentować, bo jesteśmy młodzi. Najgorsze co możemy zrobić, to w wieku dwudziestu paru lat wbić sobie do głowy, że mamy już mieć zupełnie ogarnięte życie i plan na piętnaście lat do przodu. Idąc na studia nie wiedziałam do końca, co chcę robić. Ciągnęło mnie do sztuki, zajmowałam się fotografią, ale oprócz tego śpiewałam całe życie, grałam w teatrze, rysowałam. Jednak doszłam do wniosku, że nie odnalazłabym się na ASP, albo na Filmówce. Mam głowę w chmurach, jestem roztrzepana, uważam się za artystkę, bo chcę tworzyć sztukę, a nie rzemiosło, ale wiem, że to nie moje miejsce. Trzeba dać sobie do zrozumienia, że może się nie znać własnej drogi. Wymaga się od nas, żebyśmy w wieku 18 lat wiedzieli dokładnie, co będziemy robić przez kolejne 20 lat, bo wybieramy studia, które zaważają o naszej przyszłości. Tak naprawdę dopiero na studiach mamy szansę znaleźć swoją ścieżkę. Wiadomo – nie rzucajmy od razu wszystkiego i nie wyjeżdżajmy do Peru paść lamy, bo kłóci się to trochę ze zdrowym rozsądkiem. Także moją radą jest szukać siebie i szukać okazji. tego, co nas będzie najbardziej satysfakcjonować. Nie bać się zmian w życiu, ani popełniania błędów i walczyć o swoje. 

Jeżeli ktoś czuje, że w fotografii będzie od razu chciał robić zdjęcia ludziom, ma na to pomysł, to niech zacznie od tego, co mu się podoba. Najważniejsze to próbować, próbować i jeszcze raz próbować. Nie zachłysnąć się tym, że „mam lustrzankę, jestem profesjonalnym fotografem”. Zawsze warto szukać okazji do robienia zdjęć, nawet jako drugi fotograf na urodzinach, ślubach, eventach. Poznawać ludzi, którzy robią coś fajnego, bo to właśnie oni mogą nas popchnąć dalej i pokazać nowe możliwości. Dzięki temu, że działałam w NZS-ie, to ktoś z Samorządu mnie znalazł i zaproponował bym zostałam fotografem na Juwenaliach, na które normalnie nie wiedziałabym jak dostać akredytację.

I na koniec: Doceniać siebie, drobne rzeczy i postępy które nam się zdarzają. Zawsze szukać okazji, żeby się uczyć, bo nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.


Zobacz zdjęcia Agaty na social mediach:

Agata Hułas Fotografia
Agata Hułas Fotografia
lub na jej stronie internetowej.